wtorek, 1 marca 2016

Rozdział 2 "Jesteś jej bratem?"

   Szatyn gdy wracał do domu było już późno. Był na piwie z Diego. Rozmawiali, śmiali się i wypili więcej alkoholu. Zielonooki nie pije dużo. W sumie to był jego drugi raz. Chłopak chwiejnym krokiem wszedł do domu, podszedł do kanapy i rzucił się na nią. Nie minęło dużo czasu żeby zasnął.

   Wstał, ale ponownie opadł na starą sofę. Mieszkał sam, ale to nie jego wina. Miał trudne dzieciństwo. Spojrzał w stronę okna. Było jasno. Przypomniało mu się, że musi iść do szkoły. W ekspresowym tempie wstał, poszedł do łazienki, wykonał poranne czynności i pobiegł starymi schodami do swojego pokoju na piętrze. Ubrał czarną koszulkę z krótkim rękawem. Na to bluzę, też czarną, z kapturem i jeansy. Ubrał swoje ulubione trampki i wybiegł z domu.
   Do szkoły spóźnił się niecałe pięć minut. Wpadł zdyszany do klasy. Wszyscy się na niego spojrzeli. Przeprosił i zajął wolne miejsce, które tym razem było wolne obok szatynki.
- Hej. - uśmiechnęła się do niego. Odwzajemnił gest, gdy tylko zauważył z kim siedzi.
- Cześć. - do końca lekcji matematyki nie odzywali się do siebie. Ten dzień w szkole minął Leonowi bardzo spokojnie.
   Verdas wytarł spocone ręce o fartuch i chwycił tackę, na której stały cztery szklanki pełne soku pomarańczowego. Podszedł do odpowiedniego stolika i rozsatwił naczynia. Zerknął na Violettę i lekko się uśmiechnął. Ta niespodziewanie odwzajemniła gest. Szatyn jeszcze bardziej zadowolony wyprostował się i już chciał odchodzić, ale zatrzymał go głos chłopaka, który przyszedł tu z Violettą, Ludmiłą i Diegiem.
- Ty jesteś ten nowy. Leon prawda? - spytał chłopak z wysoko postawioną grzywką. Zielonooki kiwnął głową, że się zgadza. - Usiądź z nami, porozmawiamy, bo nie było okazji. - zerknął na szatynkę.
- Niestety nie mogę. Muszę iść pomóc przy barze. - powiedział i odszedł. Odłożył tackę na ladę i zaczął wycierać szklanki. Przez cały czas przyglądał się szatynce. Brunetowi, który siedział naprzeciwko Violetty, nie podobało się to, że nowy chłopak w szkole cały czas obserwuje jego Violę. Czuł, że się nie polubią.
   Diego w pewnym momencie, po wymienieniu spojrzeń z Fede, podszedł do baru, przy którym stał jego nowy kolega. Bardzo polubił szatyna, ale z Federico przyjaźnił się od kilku dobrych lat. Usiadł na wysokim krześle barowym.
- Podać coś? - Leon spytał się o to co zwykle.
- Nie, chciałem porozmawiać. - szatyn spojrzał zdziwiony na Diego. - Chodzi o Violettę. - Verdas jeszcze bardziej się zdziwił. - Wiem, że ci się spodobała, ale to nie jest dziewczyna dla ciebie. Polubiłem cię koleś, ale zrozum, że nie jesteś w jej typie.
- Jesteś jej bratem? - Hernandez zaczął się śmiać.
- Nie. - odpowiedział uspokajając się. Szatynowi z jednej strony zrobiło się lżej, ale z drugiej smutno. Brązowooka naprawdę mu się spodobała i wiedział, że jest inna niż wszystkie dziewczyny jakie spotkał do tej pory. - Jesteś prawiczkiem, a ona miała najdłużej chłopaka przez ponad dwa tygodnie.
- Dzięki, że mi powiedziałeś. - szatyn uśmiechnął się sztucznie. Diego kiwnął głową i odszedł do reszty przyjaciół.

   Tego dnia Leon wszedł do szkoły już nie tak uśmiechnięty jak wczoraj. Po wczorajszej rozmowie z Diego, zrozumiał, że Violetta to dla niego za wysokie progi. Postanowił, że odpuści. Wszedł do klasy, w której miał mieć teraz matematykę. Usiadł na swoim miejscu. Castillo jeszcze nie było. Rozpakował się i położył głowę na ławce. Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze kilka minut, a zielonooki miał ochotę zasnąć i śnić. Śnić o dziewczynie, która właśnie usiadła obok niego. Szybko się poderwał. Uśmiechnął się w jej stronę i przywitał. Odpowiedziała mu tym samym. W pewnym momencie przypomniało mu się co mówił Diego, więc przestał się uśmiechać.
- Co ci tak nagle mina zrzedła? - spytała w tym samym czasie co dzwonek.
- Wydaje ci się. - machnął ręką i do klasy weszła nauczycielka matematyki. Do końca lekcji nie zamienili ani słowa.
   Następna była biologia z panią Hernandez. Znaczy z Angie. Leon zastanawiał się czy Diego jest jakoś spokrewniony z nauczycielką. Przecież mieli tak samo na nazwisko, ale także mógłby być to przypadek. Szatyn usiadł obok kolegi i zaczął wpatrywać się w Violettę. Widział połowę jej twarzy. Widział jej szeroki uśmiech. Nawet sam się uśmiechnął pod nosem. Diego akurat chciał powiedzieć coś Leonowi, ale gdy zobaczył jak ten przypatruje się Castillo i z jakim uśmiechem, zrezygnował. Mimo tego, że od kilku lat przyjaźnił się z Federico, nie mógł tego zrobić. Postanowił, że dzisiaj jeszcze z nim porozmawia.
- Leon. - szatyn nie zareagował. - Leon. - brunet powtórzył głośniej, ale nadal nic. - Leon. - tym razem go szturchnął.
- Co? - zielonooki był zdezorietowany.
- Wolałem cię, ale ty nie reagowałeś i dobrze wiem dlaczego. Przyglądałeś się Violettcie.
- Nie, dałem sobie spokój tak jak mi radziłeś.
- Dobra, spotkajmy się dzisiaj o 20 w tym samym klubie co ostatnio.
- Zgoda, ale nie mam zamiaru pić tyle samo co wtedy. - obaj się zaśmiali. Hernandez kiwnął głową, że rozumie. Nagle dziewczyny się do nich odwróciły.
- Idziecie gdzieś dzisiaj? - spytała blondynka. Oboje kiwnęli twierdząco głowami. - To gdzie się spotykamy? Razem z Violettą mamy ochotę zaszaleć. - dziewczyny się zaśmiały. Brunet westchnął, ale gdy spojrzał na Leona, zrozumiał, że to może nawet lepiej jeżeli przyjaciółki pójdą z nimi.
- Przyjdę po was. - kiwnęły głowami i odwróciły się przodem do tablicy.

   Hernandez usiadł na ławce przed szkołą obok Federico. Młodzi mężczyźni siedzieli chwilę w ciszy, którą przerwał Pasquarelli.
- Nowy dał sobie spokój z Violettą? - nadal patrzył przed siebie, tak jak jego przyjaciel.
- Nie, a ja nie mam zamiaru go powstrzymywać. - Diego spojrzał na kumpla. - Fede, dobrze wiesz, że między tobą a Violettą nie jest za dobrze i prędzej czy później i tak się rozstaniecie. Przykro mi stary, ale polubiłem tego nowego. Pamiętaj, że zawsze ci pomogę, ale nie teraz. Nie w tym wypadku. - Hernandez wstał z ławki, spojrzał ostatni raz dzisiaj na swojego przyjaciela i miał nadzieję, że się nie wkurza na niego.
- Spoko, rozumiem. Wiem, że muszę załatwić to sam, bez twojej pomocy.
- To co jest między tobą a Violettą to tylko przyzwyczajenie. Nie czujecie nic do siebie. Muszę lecieć, ale jakby co, dzwoń. - pożegnał się i odszedł. Musiał przygotować się przecież do klubu.

   Leon w tym samym czasie wracał do domu. Dzisiaj miał wolne w pracy, więc poszedł dłuższą drogą. Była ładna pogoda, więc dlaczego miałby nie skorzystać? Przechodząc przez park zauważył Violettę. Chciał do niej podejść, ale uprzedził go jakiś chłopak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz